środa, 7 stycznia 2015

#1

Pamiętam jak jeszcze z 5 lat temu panowało przeświadczenie, że programista to facet w okularach korekcyjnych i koszuli w kratkę. Bez dziewczyny, totalny no-life, nerd, geek i jeszcze parę angielskich słów. Zrobiłam research i okazało się, że to stereotyp i można odesłać go do lamusa. W kręgu moich znajomych przynajmniej połowa programistów ma bogate życie prywatne – nie tylko siedzą przy swoich PS4 czy Xboxach, ale też chodzą na siłownię albo jeżdżą wypasionym rowerem. Programiści dzisiejszych czasów mają również kobietę przy boku, często nawet bardzo ładną kobietę, która dba o ich garderobę (wszystkie kobiety tak mają, że muszą się wtrącić do szafy swojego faceta).

Muszę zgodzić się z poglądem, że ludzie, którzy trudnią się pisaniem kodu i graniem w piłkarzyki w czasie pracy, mają bardzo specyficzny charakter i poczucie humoru. To istoty trochę innej generacji, wyglądem zbliżone do homo sapiens, ale niezbadane są losy i myśli ich mózgów. Programista nawet jak nie myśli, to myśli. W czasie śniadania, obiadu, kolacji, w kinie, pod prysznicem, on wciąż może się zastanawiać nad tym, dlaczego coś mu nie działa, albo w jaki sposób coś zapisać. Ponadto ma cechę, której nie znosi każda kobieta: potrafi nie słuchać. Jeśli ma - górnolotnie mówiąc – wenę, to choćby się waliło, paliło, dopóki mu nic nie spadnie na laptopa i nie przypali palców, będzie pisał kod.

Jako że programista to taka ciekawa ludzka jednostka, stwierdziłam, że warto przedstawiać zdobyte obserwacje światu. A zrozumieją tylko ci, którzy takiego życia doświadczyli.

Mój Programista to D. i tak będę go na tym blogu nazywać.

Pewnego razu jemy z D. zupę na mieście.
-Kotku, wiesz co mnie zawsze irytuje jak jem zupę w lokalu?
- Wiem. Jak ktoś rzyga obok jak jesz. Mnie też to czasem potrafi zirytować.


Będzie prawie jak w cyrku. Prawie, bo lepiej.